15 min. czytania

Świat to za mało

Nasi bohaterowie, Natalia Kusiak i Piotr Bratosiewicz, mają ambitny plan – chcą odwiedzić wszystkie kraje na świecie. Ich projekt o nazwie Collecting Stamps trwa od 3 lat i na tę chwilę zrealizowali go w połowie.

Do każdej podróży podchodzą rozsądnie, z szacunkiem dla środowiska, kultury i ludzi. Zwiedzają miejsca, których nie ma w planach wycieczek z przewodnikiem. Nie brakuje im przygód – surfują na indyjskich falach, oglądają flamingi brodzące w kolorowych jeziorach Boliwii, ćwiczą boks w Tajlandii, a zdarza się też, że trafiają na gangsterów. Robią to wszystko dlatego, że mają głód życia i wrażeń. Projekt realizują z taką determinacją, że niedługo może im zabraknąć miejsc do zwiedzenia – wtedy chyba polecą w kosmos. Zachęcamy do wyruszenia w drogę z naszymi bohaterami, ale świadomie i bez obaw, bo jak mówi Natalia:

Podróż, która zaczyna się od strachu, a nie od podekscytowania, nie jest tym, na co chciałabym kogokolwiek namawiać.

Mitsubishi Stories: Od czego zaczęło się podróżowanie? Co Was do niego zainspirowało?

Natalia Kusiak: Od dziecka marzyłam o podróżach. Kiedy wyobrażałam sobie szczęście, widziałam właśnie podróże do dalekich krajów. Niestety wtedy nie miałam możliwości, żeby wyjeżdżać. Pochodzę z małego miasta na Podkarpaciu, więc w dzieciństwie moje wakacyjne podróże ograniczały się do corocznych wyjazdów do ciepłych źródeł na Węgrzech. Może dlatego tak intensywnie rekompensuję sobie braki. Jak tylko zaczęłam lepiej zarabiać i rozumieć, o co chodzi z oszczędzaniem, po pierwszej świątecznej premii zaplanowałam trzytygodniową wyprawę do Azji. Na podróż z Bangkoku do Jakarty namówiłam sąsiadkę, której nie znałam wtedy za dobrze, ale to był strzał w dziesiątkę. Zaplanowałyśmy całą trasę z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, zrobiłyśmy nawet prezentację w Power Poincie z planem, środkami transportu, hotelami i niezbędnymi informacjami. Uważam, że tylko raz można doświadczyć podróży w ten sposób. To był mój pierwszy daleki wyjazd, pierwszy raz w Azji, pierwszy raz całkowicie za swoje pieniądze, pierwszy raz od A do Z zaplanowany bez niczyjej pomocy. Z perspektywy czasu bardzo się cieszę, że doświadczyłam tego jako dorosła, świadoma osoba, bo kokos kupiony na tajskiej ulicy nigdy nie cieszy tak bardzo jak za pierwszym razem. To wspomnienie zostanie ze mną do końca życia.

Piotr Bratosiewicz: Ja podróżowanie mam chyba trochę we krwi – dziadek dużo żeglował, babcia przeszła na piechotę Tatry od jednej do drugiej granicy, a mama i tata byli przewodnikami wycieczek i już po skończeniu studiów zaczęli jeździć po całym świecie. Później urodziłem się ja i od najmłodszych lat trochę z nimi podróżowałem. Mama ciągała mnie po całej Polsce, z tatą jeździłem samochodem po Europie – na kursy językowe do Francji i Anglii. I tak to było. A własną przygodę z podróżowaniem zacząłem w wieku 23 lat. Miałem wtedy dziewczynę w Nowym Jorku i w romantycznym geście za ostatnie pieniądze kupiłem bilety na wspólny weekend w Miami, a ona dwa dni przed wylotem powiedziała, że to nie ma sensu, że ja tu, ona tam itd. Poleciałem sam i byłem trochę zmęczony całą tą sytuacją, więc pomyślałem, że dobrym sposobem na niemyślenie o niej będzie powrót do Nowego Jorku autostopem – przejechałem wtedy prawie dwa i pół tysiąca kilometrów. Po drodze przebiegłem maraton, poznałem wariatów z meksykańskiego gangu, jechałem chińskim autobusem przemytniczym, spałem u nieznajomych, brałem udział we wspólnych modlitwach przy drodze, na chwilę aresztowała mnie policja i tak dalej. W każdym razie wtedy po raz pierwszy poczułem zew przygody i tak już zostało.

Mitsubishi Stories: Co to znaczy świadomie podróżować?

Natalia Kusiak: Dla każdego prawdopodobnie coś innego. Ja przed każdym wyjazdem staram się dowiedzieć jak najwięcej o miejscach, które odwiedzę. Przygotowania zaczynam od lektury przynajmniej jednego reportażu, który pomoże mi zrozumieć kontekst społeczny, polityczny, historyczny. Chcę wiedzieć, dlaczego ludzie w tych miejscach są, jacy są, chcę wiedzieć, z czym się mierzą, co ich spotkało, a przez to – czego i ja mogę się spodziewać. Świadome podróżowanie to również wiedza i zwracanie uwagi na nasz wpływ na miejsca, które odwiedzamy. Zarówno pod kątem społecznym, jak i środowiskowym. W końcu to nieustanne uświadamianie sobie tego, co i dlaczego robimy i jakie będą tego efekty.

Mitsubishi Stories: Ile czasu zajmuje Wam ułożenie planu podróży, zanim wdrożycie go w życie?

Piotr Bratosiewicz: W zależności od miejsca i długości wyjazdu: od kilku do kilkunastu dni. Wszystko zaczyna się tak naprawdę od obrania kierunku. Kiedy wiemy już, dokąd jedziemy, zabieramy się za przygotowania. Najpierw szukamy fotolokacji, przeszukujemy strony z unikatowymi krajobrazami na zdjęcia, z dziwnymi i nieoczywistymi miejscami, które chcielibyśmy odwiedzić. Po naniesieniu wszystkich interesujących nas punktów na mapę powstaje zarys trasy, którą będziemy się poruszać, potem w jej pobliżu wybieramy hotele, które z nami współpracują.

Mitsubishi Stories: Czym kierujecie się, układając plan podróży?

Natalia Kusiak: Nowe kierunki wybieramy często w oparciu o ceny biletów. Piotrek postanowił odwiedzić wszystkie kraje świata, więc element nowości na jego podróżniczym radarze też jest nie bez znaczenia. Kolejnym krokiem jest kilkutygodniowy research w internecie. Szukamy nieoklepanych miejsc, pięknych lokacji zdjęciowych, niecodziennych aktywności, wyjątkowych hoteli. Przy takiej okazji zawsze rozmawiam z podróżującymi znajomymi – to nieocenione źródło informacji o obcych miejscach. Wszystkie dane nanosimy na Google Maps i planujemy trasę. Rezygnujemy przede wszystkim z punktów, na które nie będzie czasu. Niestety zawsze okazuje się, że mamy za mało czasu, niezależnie od tego, na ile wyjeżdżamy.

Piotr Bratosiewicz: Dla mnie kluczowa jest fotografia, wokół niej powstaje plan – w oparciu o miejsca, ludzi czy rzeczy, które chciałbym sfotografować.

Mitsubishi Stories: Czy kiedyś podczas swoich podróży odczuliście wyjście ze strefy komfortu?

Natalia Kusiak: Każda podróż jest poniekąd taka, każda podróż to duża zmiana codziennych zwyczajów, przyzwyczajeń, a nawet sposobów myślenia.

Piotr Bratosiewicz: Podróżując, wielokrotnie wychodziłem ze strefy komfortu, ale wydaje mi się też, że granica tej strefy wciąż się zmienia.

Mitsubishi Stories: Jakie miejsca na świecie chcielibyście zobaczyć?

Natalia Kusiak: Tak naprawdę to najbardziej chciałabym spróbować innego sposobu podróżowania. Z uwagi na projekt Piotrka, który chce odwiedzić wszystkie kraje świata, nasze tempo jest dość duże, kalendarz w ciągu roku jest mocno napięty. Pewnie dlatego chciałabym doświadczyć dłuższych wyjazdów, które pozwoliłyby mi, chociaż na chwilę, osiąść w danym miejscu i poznać je trochę lepiej. Marzy mi się miesiąc w Indiach w szkole jogi, kilka tygodni w campie muay thai na Koh Samui, tygodniowe wyciszenie w japońskiej świątyni, miesięczny kurs językowy w Meksyku, nawet półroczny kurs gotowania we włoskim miasteczku, porządna, kilkutygodniowa nauka surfingu w Sri Lance. W najbliższym czasie pewnie nie będzie to łatwe, zwłaszcza że sama już przywykłam do tej adrenaliny związanej z ciągłą zmianą miejsca.

Piotr Bratosiewicz: Jednym z moich największych marzeń jest Antarktyda, ale takich miejsc jest dużo więcej. Kocham skrajności i ekstrema, dlatego ciągnie mnie do miejsc jak najmniej oczywistych i nierzadko bardzo trudnych do odwiedzenia.

Mitsubishi Stories: Piotrek, na czym polega projekt Collecting Stamps?

Piotr Bratosiewicz: Collecting Stamps to projekt, który wymyśliłem 3 lata temu, kiedy odkryłem, że podróżowanie fascynuje mnie coraz bardziej – jego celem jest odwiedzenie wszystkich krajów świata. Nazwa odnosi się do zbierania pieczątek w paszportach, które sam zmieniałem już kilka razy. Do tej pory udało mi się dotrzeć do 107 krajów.

Mitsubishi Stories: Jaką radę dalibyście tym, którzy chcą podróżować, ale boją się wyruszyć?

Natalia Kusiak: Żeby nie wyruszali. Podróż, która zaczyna się od strachu, a nie od podekscytowania, nie jest tym, na co chciałabym kogokolwiek namawiać.

Piotr Bratosiewicz: To pewnie największa oczywistość, jaka jest, ale prawda jest taka, że najlepszym sposobem, by stać się w czymś dobrym, jest po prostu robienie tego. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Kiedy pierwszy raz jechałem w samotną podróż – a wyszło tak, że był to autostop przez Stany – nie miałem przecież zielonego pojęcia, w co się pakuję. Po drodze spotkało mnie tyle niespodziewanych rzeczy, że choćbym czytał, przygotowywał się i planował tę wyprawę przez rok, i tak nic by mnie na nią nie przygotowało. A jeśli chodzi o pieniądze, to i one zawsze się jakoś znajdą. Dwa lata temu w Chinach poznałem, gdzieś pośrodku niczego, chłopaka z Kolumbii. Opowiadał mi wtedy, że właśnie rozpoczął podróżowanie. Wcześniej pracował za biurkiem w jakiejś firmie, ale każdego dnia czuł, że traci czas. Sprzedał wszystko, co miał, a nie było tego wiele, i ruszył w drogę z budżetem 8 dolarów na dzień. Od tamtej pory minęły ponad dwa lata, a ja wciąż mam go na Instagramie i widzę, że jeszcze nie wrócił do domu. W trakcie takich wyjazdów wszędzie można pracować albo pomagać w zamian za spanie i jedzenie – są do tego nawet specjalne strony internetowe, takie jak na przykład www.helpx.net. Można się poruszać autostopem i wcale nie musi to być drogie, a może być wręcz darmowe. Najważniejsze to po prostu coś zaplanować i skrupulatnie trzymać się postanowień.

Mitsubishi Stories: Co było największą lekcją, jaką wynieśliście ze swoich podróży?

Natalia Kusiak: Może dla niektórych będzie to dosyć zabawne, ale podróże nauczyły mnie, że w zdecydowanej większości ludzie są z natury dobrzy.

Piotr Bratosiewicz: Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie wprost, ale potrafię ustosunkować się w inny sposób. Kiedy zaczynałem samotnie podróżować, wielokrotnie wychodziłem z tego, co dla większości osób jest strefą komfortu. Jak już wspomniałem, jechałem autostopem z Miami do Nowego Jorku, później podróżowałem w ten sposób przez Syberię do Mongolii. Odwiedzałem slamsy w Afryce czy Ameryce Południowej, niejednokrotnie zostawałem na kilka dni bez jedzenia, byłem w wielu dość niebezpiecznych miejscach. Mój tato nie raz żartował, że z którejś podróży nie wrócę w jednym kawałku. Ale zawsze jest tak samo – ostrożnie podchodzę do nowego miejsca i nowych ludzi, by dość szybko utwierdzić się w przekonaniu, że, poza małymi wyjątkami, ludzie wszędzie są podobni. Znaczna większość jest z natury dobra i pomocna, a jeśli jest się uśmiechniętym i ostrożnym, to ludzie odpowiadają tym samym. Choćbym był na drugim końcu świata, np. w Mongolii, i burza śnieżna odcięłaby mi zejście z lodowca na Ałtaju, to wiem, że ktoś pozwoli mi się przespać w swojej jurcie. I zapewne będzie jeszcze nalegał, żebym coś zjadł i napił się czegoś ciepłego. I tego powinniśmy się uczyć.

Mitsubishi Stories: Który z odwiedzonych przez Was krajów był Wam najbliższy?

Natalia Kusiak: Wyjątkowa była dla mnie zeszłoroczna wyprawa do Ameryki Środkowej. Rozpoczęliśmy ją na Burning Man a później jechaliśmy lądem z Mexico City aż do Limy. Odwiedziliśmy mnóstwo niezwykłych miejsc, poznaliśmy interesujących, bardzo barwnych ludzi i mieliśmy sporo ciekawych przygód. Skupialiśmy się chyba bardziej na doświadczeniach i to pod nie zmienialiśmy trasę. Już sam Burning Man był niepowtarzalnym przeżyciem, dalej były ruiny miasta Majów w Gwatemali, nocleg na wulkanie, surfing, volcano boarding, kilka dni w opuszczonej wówczas przez turystów Nikaragui, kilkudniowy rejs po bezludnych wyspach między Panamą a Kolumbią, wspinaczka na Machu Picchu i Rainbow Mountain, wizyta w sanktuarium leniwców w Kostaryce, nocleg na plantacji kawy, oglądanie wielorybów i wiele, wiele innych. Tak jak wspominałam, nasz mózg najbardziej pamięta najmocniejsze doświadczenia.

Piotr Bratosiewicz: Prawda jest taka, że absolutnie każda podróż jest wyjątkowa i kiedy planuję kolejną, to zawsze ona wydaje mi się najbardziej niesamowita. A jeśli chodzi o kraje, dotychczas moje „top3” to Namibia, Mongolia i Boliwia. Każdy z nich lubię za co innego, choć wszystkie trzy mają wspólny mianownik – klimat. A mój klimat to bezdroża, krańce świata, miejsca odcięte od cywilizacji – najlepiej czuję się pod namiotem, sam albo z jedną bliską mi osobą. W Namibii jest najstarsza pustynia na świecie, najwyższe wydmy piaskowe, Wybrzeże Szkieletowe, kaniony, safari, dzikie zwierzęta i najpiękniejsze gwiazdy, jakie widziałem w życiu. W południowej części Afryki spędziłem ponad dwa miesiące, mieszkałem w namiocie na dachu samochodu i codziennie zasypiałem pod gwiazdami w środku innego pustkowia, gór albo obok oceanu. Do dziś patrzę na zdjęcia i marzę o tym, żeby to powtórzyć.

Numer dwa to Mongolia. Kraj, który dla mnie wygrywa ze wszystkimi innymi pod względem oryginalności i miejscowej kultury. Jesienią jest tu święto – swojego rodzaju olimpiada – Golden Eagle Festival. Na ten event, z najdalszych zakątków tego liczącego niemal milion kilometrów kwadratowych powierzchni państwa, zjeżdżają się najlepsi hodowcy orłów, by spotkać się na środku pustyni skalnej i przez 2 dni brać udział w najróżniejszych konkurencjach. Począwszy od łucznictwa, poprzez wyścigi konne i wielbłądzie, gonitwę za lisem, aż po przeciąganie między sobą ciała zdekapitowanej owcy. Wieczorem, po zawodach, zostałem zaproszony do degustacji narządów wewnętrznych konia – jego podrobów, wątroby i serca. Mongolia to jeden z najbardziej autentycznych i prawdziwych krajów, w jakich byłem i do których wciąż można pojechać. I na koniec Boliwia – państwo, którego krajobraz jest jak namalowany przez kogoś na kwasie. Opiszę Wam szybciutko taki obrazek: wyobraźcie sobie, że wjeżdżacie samochodem na 5 tysięcy metrów nad poziomem morza, otaczają Was aktywne wulkany, stąpacie po Księżycu, wszędzie pachnie siarką. A 200 metrów dalej trawa jest idealnie zielona, szczyty gór są pokryte białym śniegiem, a każde jezioro, od związków chemicznych, które się w nich znajdują, ma inny kolor wody. I tak – jest tu jezioro białe, zielone, niebieskie, czerwone. Na brzegu tych jezior pasie się stado idealnie białych i puszystych lam, a w wodzie są setki, tysiące różowych flamingów. I jakby tego było mało, po dniu pełnym takich widoków, wieczorem jedziecie przez Salar de Uyuni, największą pustynię solną świata, której horyzont jest tak daleko, że trudno odróżnić niebo od ziemi, a potem idziecie spać do hotelu zbudowanego całkowicie z soli. Tego nie da się opisać słowami.

Mitsubishi Stories: A jakie wrażenie zrobiła na Was Norwegia?

Natalia Kusiak: Norwegia to jeden z piękniejszych europejskich krajów. Tamtejsza przyroda potrafi, szczególnie zimą, naprawdę zaprzeć dech w piersiach. Dużym plusem są też architektoniczne perełki, na które można trafić nawet w malutkich miasteczkach.

Mitsubishi Stories: Czy są jakieś wydarzenia, smaki i przeżycia, które szczególnie pamiętacie?

Natalia Kusiak: Jeden ze smaków, które najlepiej pamiętam, to kuchnia nikkei, czyli bardzo popularne w Peru połączenie kuchni peruwiańskiej z japońską, która powstała w wyniku dużej fali emigracyjnej właśnie z Japonii. W drodze z Ekwadoru do Limy na jeden dzień zatrzymaliśmy się w Mancorze – malutkim miasteczku na północy Peru. Mówi się, że to takie Tulum z początku lat 90. Tam, robiąc gastro research, natknęłam się na nieco droższą, ale świetnie ocenianą, pięknie wyglądającą knajpę, której szef kuchni pracował w jednej z lepszych restauracji w Limie, ale postanowił wyprowadzić się z wielkiego miasta. W nowym miejscu serwował właśnie dania kuchni nikkei. Ceviche z tuńczyka, które tam jadłam, było czymś absolutnie powalającym. Prawdziwa kuchnia meksykańska też mnie oczarowała. Jeżeli chcecie zafundować sobie jedzenie z najwyższej półki fine diningu, np. z listy restauracji 50 best, to najtaniej będzie zrobić to w Ameryce Południowej i Środkowej. W Mexico City, na zakończenie naszej wielkiej podróży, zdecydowaliśmy się na kolację w Quintonil. Meksykańskie smaki są charakterystyczne, bardzo wyraziste i mocne. Czarne mole i tosty z awokado i escamoles (jajka konkretnego gatunku mrówek używane w kuchni meksykańskiej) są wysoko na tej liście. Na trzeciej pozycji mam na ten moment danie z szanghajskiej restauracji z pięcioma stolikami, które kosztowało 6 zł, ale do dzisiaj śni mi się po nocach. To było mało eleganckie miejsce, w którym stołowali się przede wszystkim okoliczni mieszkańcy, ale o dziwo miało rekomendację Michelin. Nie miałam pojęcia, co zamawiam, oczywiście nikt nie mówił po angielsku, wybłagałam jedynie, żeby danie na pewno było bez mięsa. Dostałam najlepszy na świecie chiński makaron w sosie z masła orzechowego z chili. Niebo w gębie!

Mitsubishi Stories: Jakie są Wasze plany na najbliższy rok?

Natalia Kusiak, Piotr Bratosiewicz: Zmieniają się na tyle dynamicznie, że może lepiej nie mówić, żeby nie zapeszać ?

Poznaj lepiej naszych bohaterów:
Natalia Kusiak
Piotr Bratosiewicz 

Materiał zrealizowany przy współpracy:
Mitsubishi Motors Norway
i-Kamper
Destination Ryfylke
Lilland Bryggerihotel

Autorzy:
Fotograf: Paweł Poręcki
Tekst: Igor Hanke
Operator: Krzysztof Kujawski
Producentka: Monika Kozłowska