11 min. czytania

Łowca zórz

Na niebie szuka niezwykłych zjawisk, w głębokim kosmosie najbardziej fascynują go komety, a w obiektywie łapie zorze i zaćmienia słońca…

Karol Wójcicki, Łowca Zórz i popularyzator astronomii przemierza świat z głową w gwiazdach.

Jak sam mówi, jest ekstrawertykiem i największą frajdę sprawia mu dzielenie się z ludźmi swoimi przeżyciami. Razem z nim wybraliśmy w się do Tromsø – stolicy łowców zórz.

Czym tak właściwie jest zorza i jak ją odnaleźć? Czy już wkrótce będziemy oglądać ją z innych planet?

Odkryjcie kulisy naszej wyprawy i tajemnice nocnego nieba!

Mitsubishi Stories: Pamiętasz swoją pierwszą zorzę polarną?

Karol Wójcicki: Pamiętam! I pamiętam, że była kiepska! Około 5 lat temu w kawiarni w Tromsø spotkałem Susan, Amerykankę. Była podekscytowana i wszystkim pokazywała zdjęcia zorzy, które zrobiła. Ja już wtedy widziałem na niebie mnóstwo zjawisk, ale zorza była tym, które zawsze mi uciekało. Poprosiłem Susan, żeby zabrała mnie na obserwację i pojechaliśmy nad Kvaløyę. Zatrzymaliśmy się przy jednej z dróg, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem coś w rodzaju wstążki biegnącej przez niebo. Dzisiaj wiem, że to była słaba zorza. Dopiero gdy rok później wróciłem w to samo miejsce z żoną, trafiliśmy na prawdziwą burzę magnetyczną.

To dało mi do myślenia, bo okazało się, że jest zjawisko, o którym nie miałem zielonego pojęcia.

Mitsubishi Stories: Pytanie, które po prostu musi paść! Czym jest zorza i jak powstaje?

Karol Wójcicki: Wyrzucany od strony Słońca strumień wysokoenergetycznych cząsteczek, czyli tzw. wiatr słoneczny powstający w dziurach koronalnych lub rozbłyskach słonecznych, jest wysyłany w przestrzeń. Cząstek czasem jest mniej, a czasem więcej – my oczywiście polujemy na te sytuacje, kiedy jest ich więcej – a w rejonach okołobiegunowych mogą przedostać się w miarę blisko ziemskiej atmosfery. Kiedy zderzą się z atomami gazu, przekazują im część swojej energii. Następnie gazy oddają tę energię w postaci kwantów światła, a mówiąc po ludzku: zaczynają świecić. Ten sam efekt obserwujemy w ulicznych kolorowych neonach.

Mitsubishi Stories: Gdzie najlepiej oglądać zorzę?

Karol Wójcicki: W północnej Skandynawii, przede wszystkim w rejonach Tromsø, które nie bez powodu jest nazywane stolicą zórz. Mnóstwo ludzi tam przyjeżdża, ale nie wszyscy wiedzą, jakie miejsce wybrać do obserwacji. Trzeba pojechać tam, gdzie niebo jest ciemniejsze i nie ma sztucznych świateł. Sporą komplikacją jest też ukształtowanie terenu – bo albo mamy fiordy, albo góry, a pomiędzy nimi tylko wąski skrawek płaskiego lądu, gdzie biegnie droga, mieszkają ludzie i tym samym jest sztuczne oświetlenie. Dla mnie wciąż największym wyzwaniem jest znalezienie miejsca, w którym nie ma ludzi i jest ciemno. Jednak jeśli już je znajdziemy, to ważne jest, by poświęcić obserwacji zorzy tyle czasu, ile jesteśmy w stanie – najlepiej między 18:00 a północą być w pogotowiu i czekać. Wiele godzin obserwowania wydaje się niewielką ceną za to, co możemy zobaczyć. Jeśli utniesz sobie 10-minutową drzemkę w samochodzie, może się okazać, że zorza pojawiła się na niebie właśnie wtedy i ją przespałeś.

Zorza to zjawisko dla cierpliwych, wynagradza tych, którzy potrafią na nią poczekać.

Mitsubishi Stories: Trudno znaleźć miejsce bez zanieczyszczenia świetlnego?

Karol Wójcicki: Dzisiaj, kiedy mówimy o zanieczyszczeniu, myślimy o wyrzuconej do lasu plastikowej butelce albo o smogu. O świetle nie myślimy jako o zanieczyszczeniu, które ludzie emitują w olbrzymich ilościach w zupełnie nieprzemyślany sposób. Obecnie zdecydowana większość mieszkańców Europy żyje w miejscach, w których jest tak jasno, że nie widać Drogi Mlecznej – obiektu na niebie, który towarzyszył nam od zarania cywilizacji. Od samego początku historii ludzkości, gdy zaczęliśmy obserwować otaczający nas świat, najpierw zwróciliśmy się ku gwiazdom i fascynacja nimi przyczyniła się do powstania nauki, kultury, sztuki, religii. Dzisiaj większość ludzi nie jest już w stanie doświadczyć naturalnej ciemności. Najciemniejsze miejsca w Europie są w Finlandii i Islandii, gdzie można znaleźć spore połacie naprawdę pustej przestrzeni. Ludzie się tam nie osiedlają z powodu zbyt surowych warunków.

Mitsubishi Stories: Kiedy szukamy zorzy na niebie, kierujemy się współczynnikiem KP. Co to jest?

Karol Wójcicki: Współczynnik KP to indeks planetarny i informacja o tym, jak daleko na południe (jeśli chodzi o szerokość geograficzną) mogą pojawiać się zorze polarne.

Współczynnikiem KP kierują się wszyscy, jednak może być on bardzo mylący, bo jest określany globalnie i dla całej północnej półkuli.

Przy KP na poziomie 1-3 zorze można oglądać głównie w Arktyce, w północnej Skandynawii, Islandii, Kanadzie, na Grenlandii i Syberii. Kiedy ta wartość wzrasta do poziomu 5-6, to zorza schodzi np. na południe Skandynawii. A przy 7-8 zobaczymy ją nawet w Polsce z wybrzeża Bałtyku.

Mitsubishi Stories: Indeks planetarny może maksymalnie osiągnąć 9 punktów. Co stałoby się wtedy?

Karol Wójcicki: Zorza o takiej skali mogłaby mieć katastrofalne skutki. Kiedy pod koniec lat 90. w wyniku silnych rozbłysków słonecznych doszło do awarii sieci energetycznej w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, świat zaczął uważniej przyglądać się temu, co dzieje się między Ziemią a Słońcem. Reaguje się na takie zjawiska – wyłącza się prewencyjnie niektóre satelity, odciąża sieci energetyczne.

Mitsubishi Stories: Skoro zorza powoduje takie anomalie, to czy może mieć również negatywny wpływ na ludzi?

Karol Wójcicki: Najbardziej negatywnym wpływem jest chyba to, że po obserwacjach wszyscy są niewyspani. Promieniowanie, które emituje zorza polarna może być szkodliwe tylko i wyłącznie dla pilotów latających długo na dużych szerokościach geograficznych. Wtedy rzeczywiście uwzględnia się wpływ pogody kosmicznej na ich zdrowie, ale to nie jest silny wpływ. Jeśli nie latają zbyt długo, nie grozi im niebezpieczeństwo. Ludzie, którzy obserwują zorzę z ziemi, nie są narażeni na szkodliwe skutki promieniowania. Większym zagrożeniem jest lód, bo łatwo się poślizgnąć i rozbić sobie głowę.

Mitsubishi Stories: Jakie emocje towarzyszą człowiekowi, kiedy ogląda taki spektakl na niebie?

Karol Wójcicki: Każdy reaguje trochę inaczej – jedni drą się wniebogłosy, inni płaczą, a jeszcze inni zamykają się i obserwują w ciszy. Ja wpadam w amok fotografowania i filmowania. Dla każdej osoby jest to indywidualne i z pewnością wielkie przeżycie. Trzeba by było zapytać każdego z osobna, co czuł, kiedy po raz pierwszy zobaczył zorzę polarną.

Jestem jednak pewien, co do jednego – widok pierwszej zorzy, takiej fajnej, zostaje do końca życia.

Będziecie się też zastanawiali, czy pierwsza nie była tą najlepszą – ona rośnie potem w głowie do wymiaru trochę mitycznego.

Mitsubishi Stories: Co w kosmosie interesuje Cię najbardziej?

Karol Wójcicki: Odróżniam dwie rzeczy. Jedna to głęboki kosmos, czyli przestrzeń kosmiczna, w której możemy się, choćby w myślach, poruszać, badać różne obiekty, gwiazdy, galaktyki, planety, księżyce… A drugą jest to, co widzimy na niebie, czyli sfery niebieskie. W głębokim kosmosie najbardziej fascynują mnie komety, które można zaobserwować w najbardziej zewnętrznych rejonach Układu Słonecznego, w tzw. Obłoku Oorta. Komety są samotne, „mieszkają” w mroku i totalnym chłodzie. Czasem są wytrącane ze swojej stabilnej równowagi przez grawitację nawet odległych gwiazd i rozpoczynają powolną, mozolną podróż w głąb naszego układu planetarnego. Dopiero gdy miną orbitę Marsa, pod wpływem ciepła z zimnych, lodowych, brudnych brył, tworzą piękne warkocze gazowe, które ciągną się za nimi przez miliony kilometrów i sprawiają, że komety są jednym z najpiękniejszych obiektów w Układzie Słonecznym.

Kiedyś komety wywoływały trwogę wśród ludzi i były zwiastunem nieszczęść, dzisiaj nas fascynują.

David Levy, miłośnik astronomii, mawiał, że komety są jak koty – mają długie ogony, chodzą zawsze swoimi ścieżkami, bo robią zawsze to, na co mają ochotę i nie sposób przewidzieć, jak się zachowają.

Mitsubishi Stories: Jakie jest Twoje największe astronomiczne marzenie?

Karol Wójcicki: Chciałbym kiedyś polecieć w kosmos! Na Ziemi już w zasadzie nie ma granic do przekroczenia. Barierą nadal jest Linia Kármána, czyli umowna granica kosmosu, na wysokości około 100 km. Technologicznie zaczynamy być gotowi, by wysyłać tam ludzi, którzy nie są astronomami. Mam też marzenie, trochę bardziej „przyziemne” (chociaż wciąż jest to niezłe szaleństwo), żeby w 2026 roku pojechać na Syberię i z dala od cywilizacji obserwować zaćmienie Słońca, które wydarzy się w godzinach nocnych w czasie trwania dnia polarnego. Możliwe, że to jedyna w historii ludzkości szansa, aby spróbować zarejestrować w tym samym czasie występujące obok siebie na niebie zaćmienie Słońca i zorze polarne. Zjawisko potrwa tylko 95 sekund, ale myślę, że jest się o co bić.

Mitsubishi Stories: A co sądzisz o kolonizacji Księżyca? Będziemy kiedyś z niego oglądać spektakle zorzy polarnej?

Karol Wójcicki: Człowiek kiedyś będzie musiał zamieszkać na Księżycu, to jest nieuniknione. Plany NASA i tworzone obecnie programy kosmiczne na najbliższe lata jasno na to wskazują. Założymy krążącą wokół niego bazę i z niej będziemy wykonywać loty na powierzchnię Srebrnego Globu. Taką większą bazę prędzej zbudujemy na Marsie. Potrzebujemy w końcu znaleźć się na innej planecie, która da gatunkowi ludzkiemu szansę na przetrwanie, gdyby na Ziemi wydarzył się jakiś globalny kataklizm.

To jest konieczna droga ewolucyjna. Jeśli chcemy przetrwać, musimy stać się gatunkiem międzyplanetarnym.

Księżyc będzie dla nas dobrym miejscem do obserwacji z uwagi na brak atmosfery i totalną czerń kosmosu, ale zórz nie zobaczymy, bo nie ma tam dwóch składników, które są niezbędne do ich wystąpienia – atmosfery i pola magnetycznego. Zorze może będziemy kiedyś oglądali na przykład z księżyców Saturna albo Jowisza.

Mitsubishi Stories: Obserwujesz Księżyc, Słońce, zjawiska na niebie… Czy widziałeś kiedyś coś nietypowego, żeby nie użyć słowa UFO?

Karol Wójcicki: Nie ma na niebie rzeczy, które budziłyby mój niepokój – poza tym, że czasem widzę mniej gwiazd, bo jest za jasno i wtedy się wkurzam. Myślę, że jestem jedyną osobą w mojej wsi, która nie chce nowych lamp ulicznych. Na niebie jest mnóstwo obiektów, a ja jestem zdania, że jeśli któreś są dla nas tajemnicze, to wyłącznie efekt naszej niewiedzy.

Ludzie od zawsze bali się tego, czego nie byli w stanie zrozumieć.

Na niebie widziałem już zbyt wiele niezwykłych i dziwnych rzeczy, które u kogoś, kto rzadziej obserwuje niebo mogłyby wywołać co najmniej konsternację.

Mitsubishi Stories: Co astronomia wniosła do Twojego życia?

Karol Wójcicki: Wszystko. Była przyczyną najlepszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały. Podróżuję po całym świecie, oglądając niezwykłe zjawiska. W planetarium poznałem moją żonę. A te dwa obszary – rodzina i pasja – są najważniejszymi elementami mojego życia i one zawsze były ze sobą połączone.

Mitsubishi Stories: Karol, bardzo Ci dziękujemy za rozmowę! Oglądanie z Tobą zorzy było iście kosmicznym przeżyciem.

Karol Wójcicki: Dziękuję i cieszę się, że mogliście to zjawisko zobaczyć na własne oczy. Mógłbym Wam o nim opowiadać w nieskończoność, ale tak długo, jak nie doświadczycie go sami, nie jesteście w stanie zrozumieć, z czym się mierzymy.

Nie ma drugiego takiego obiektu, do którego możemy przyrównać zorzę. Trzeba zobaczyć, z czym mamy do czynienia.

Poznaj lepiej naszych bohaterów:
Karol Wójcicki: Z głową w gwiazdach 
Samochód: Mitsubishi Outlander PHEV

Materiał zrealizowany przy współpracy:
Visit Tromsø
Mitsubishi Motors Norway
Tronsden Auto
Arctic Adventure Tours
Brim Explorer

Autorzy:
Autorzy projektu: Monika Kozłowska i Paweł Poręcki
Zdjęcia: Paweł Poręcki
Wywiad: Igor Hanke, Monika Kozłowska, Paweł Poręcki
Produkcja: Monika Kozłowska, Kinga Ossowska, Igor Hanke, Paweł Poręcki

Film:
Reżyseria i zdjęcia: Maciej Puczyński
Ujęcia zorzy: Karol Wójcicki, Maciej Puczyński
Ujęcia z powietrza: Paweł Poręcki
Montaż: Arek Iwański
Dźwięk na planie: Maciej Puczyński
Postprodukcja dźwięku: Filip Kuncewicz
Kolor korekcja: Maciej Puczyński